czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 5.

- Nina! Gotowa już jesteś?! – usłyszałam wołanie Zbyszka.
- Yyyy... Daj mi jeszcze pięć minut! – zawołałam, po czym otarłam łzy. Wstałam z podłogi, wrzuciłam do szafy tamte ciuchy i przejrzałam się w lustrze. Makijaż był do całkowitej poprawy... Zdenerwowana zmyłam go, po czym zrobiłam jeszcze raz, tym razem w ekspresowym tempie. Zrezygnowałam już z podkładu i pudru, bo stwierdziłam, że mam całkiem ładną cerę i niepotrzebny mi aż traki makijaż, pomalowałam tylko oczy  -ładnie je wytuszowałam i pomalowałam powieki. Usta pomalowałam błyszczykiem. Zajęło mi to trochę ponad pięć minut, ale Zbyszek się nie denerwował. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Zibi siedział w salonie ubrany w ............. . Na mój widok uśmiechnął się i powiedział:
- Pięknie wyglądasz.
- Dzięki. – poczułam, że się rumienię.
- Ślicznie ci z rumieńcem na twarzy. – dodał, kiedy zauważył moją reakcję na jego komplement.
- Nie słódź już tak. – powiedziałam, po czym zmieniając temat, zapytałam – To jak, jedziemy?
   Zibi pokiwał głową, a po chwili siedzieliśmy już w jego samochodzie. Ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy w milczeniu. Nie mogłam znieść już tej ciszy oraz przygnębienia spowodowanego przypomnieniem tamtego szczegółu.

PERSPEKTYWA ZBYSZKA:
- Zbyszek... Bo... bo ja... ja przypomniałam sobie coś. – odezwała się Nina, a ja spojrzałem na nią kątem oka, ale zaraz wróciłem do obserwowania jezdni.
- Co takiego?
- Tylko, że... po tym, jak się dowiesz, możesz nie chcieć mieć już ze mną nic wspólnego... ja to zrozumiem...
- Ale o czym ty mówisz? Przecież wiesz, że nie ma dla mnie znaczenia, kim byłaś wcześniej. I tak ci pomogę, dopóki nie odzyskasz pamięci i nikt nie zgłosi na policji, że cię zna.
- Tak, ale... to jest... Możesz się na mnie zawieść, kiedy to usłyszysz.
- Nie obchodzi mnie to, co takiego działo się przedtem. Teraz jesteś, jaka jesteś i wydajesz się być fajną osobą, chciałbym cię lepiej poznać.
- Ale... Przez to ja sama mam wstręt do samej siebie.
- Co sobie przypomniałaś? – zapytałem, bo nie mogłem zrozumieć, o co jej chodzi.
- Ja... Ja byłam galerianką. Jak.. jak siedziałam w pokoju, to wzięłam do ręki te ubrania, które miałam na sobie, kiedy mnie znalazłeś i wróciły tamte wspomnienia... Te ubrania... kupił mi je ten facet, co dziś mnie zaczepił.
   Zaskoczyła mnie ta wypowiedź. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, wiec przez chwilę milczałem. Nina chyba źle zrozumiała moje milczenie.
- Rozumiem cię, wiem, że pewnie nie chcesz mieć ze mną teraz nic wspólnego. Obiecuję, że jak wrócimy z tej imprezy, to się wyprowadzę...
- Niby dokąd? – przerwałem jej. – Nigdzie się nie wyprowadzisz. Zostaniesz u mnie. Dla mnie nie ma znaczenia, kim wcześniej byłaś. Przecież nic nie pamiętasz. Chcę ci pomóc.
- Nie będę ci się narzucać...
- Nie narzucasz się. – przerwałem jej. – Zostajesz u mnie i koniec.
   Nina już nic nie odpowiedziała. Ja również nic nie mówiłem, zastanawiałem się nad tą sytuacją. Nina była w trudnej sytuacji. Chciałem jej pomóc. Ciekawiło mmnie też, kim ona jest, czekałem, aż jej się wszystko przypomni. By.la taka zagadkowa... Kiedy z nią gadałem, spędzałem czas, miałem jakieś dziwne uczucie, które z czasem się nasilało. Pociągała mnie jej zagadkowość, podobała mi się, bardzo ją lubiłem. Może i nie miała najlepszej przeszłości, ale teraz jest inna. Kiedy ten facet ją zaczepił i wmawiał jej, ze jest galerianką, widziałem na jej twarzy obrzydzenie do tego typu sprawy i jestem pewien, że teraz na pewno tego nie będzie robić. Widziałem w niej dobrą dziewczynę, zagubioną w tym świecie i bez zupełnej świadomości, kim ona jest, a na dodatek, chyba coś do niej czułem.

PERSPEKTYWA NINY:
   Nie wiem, jak długo jechaliśmy. Kiedy byliśmy na miejscu, było już ciemno. Zbyszek zaparkował samochód obok innych aut stojących na podwórzu, po czym wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę domu. Głupia ja, zapomniałam wziąć ze sobą czegoś, żeby na siebie zarzucić w razie gdyby było zimno. Teraz przydałby się jakiś sweterek... Zadrżałam z zimna, kiedy wyszliśmy z samochodu. Zibi to zauważył i objął mnie ramieniem.
- Cieplej? – zapytał.
- Trochę... – wymamrotałam, po czym weszliśmy na taras i doszliśmy do drzwi wejściowych. Zbyszek zadzwonił, a po chwili drzwi otworzył jakiś chłopak. Od razu go poznałam. To był Michał Kubiak. Pamiętałam go. Chyba zanim straciłam pamięć lubiłam siatkówkę...
- Siema, Zbyszek. Już myślałem, że nie przyjedziesz. – powiedział mężczyzna i przywitał się z Bartmanem.
- Michał, to jest Nina. Nina, Michał. Poznajcie się. – powiedział Zbyszek, a ja uścisnęłam wyciągniętą rękę Kubiaka i przywitałam się z nim.
- Ty jesteś tą dziewczyną, o której Zbyszek mi tyle opowiadał, że znalazł cię całą poturbowaną i nic nie pamiętałaś? – zapytał z uśmiechem.
- Tak, to ja. – powiedziałam nieśmiało.
- Wejdźcie, co tak będziemy stać. – powiedział Dziku i zaprowadził nas do salonu, skąd dobiegała głośna muzyka. W środku było bardzo dużo osób. Rozpoznałam wśród nich sporo siatkarzy, zarówno z Jastrzębskiego jak i z reprezentacji, z niektórymi były dziewczyny, było także kilka nieznanych mi osób. „Pewnie jacyś znajomi Michała.” – pomyślałam i przysłuchiwałam się rozmowie Zbyszka z Michałem. Rozmawiali o tym, co u nich słychać itp. Jak to przyjaciele, którzy się nie widzieli jakiś czas. Po chwili Zbyszek zaciągnął mnie do najbliżej stojącej grupki, bo uparł się, żeby mnie z nimi zapoznać. Potem zaprowadził mnie do innych, potem jeszcze do innych i w ten sposób oficjalnie poznałam praktycznie całą reprezentację Polski i prawie cły team Jastrzębskiego Węgla łącznie z ich partnerkami czy żonami oraz innych znajomych Michała. Przyznam, że sporo ich było i gdyby nie to, że chyba wcześniej interesowałam się siatkówką i wiedziałam który siatkarz jest który i znałam ich imiona i nazwiska a także ich dziewczyn, to nie spamiętałabym wszystkich.
- No to jak? Pijemy toast za Michała! – zawołał Igła i podniósł do góry swój kieliszek. Cała reszta zrobiła to samo, a Zibi wcisnął mi w rękę kieliszek dla mnie. Kiedy dotknęłam palcami zimnego szkła, przeszedł mnie dreszcz. Zignorowałam to i po zaśpiewaniu Michałowi „Sto lat!” wypiłam za niego toast. Zakręciło mi się w głowie, gdy przełykałam alkohol, poczułam jego smak. Kieliszek wyślizgnął mi się z ręki, a ja musiałam oprzeć się o stół, żeby się nie przewrócić.
- Nina! Nina, co jest? Co się dzieje? – słyszałam głos Zbyszka, dobiegający jakby z oddali. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. W głowie miałam kolejne wspomnienia.




***********************************
I  jak Wam się podoba? :D Kolejny rozdział oddaje w Wasze rece xD Pozdrawiam i do następnego ;*
/Justyna


wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 4.

NASTĘPNY DZIEŃ, PERSPEKTYWA NINY:
- Idziesz ze mną dzisiaj na trening? – zapytał Zbyszek, kiedy zjedliśmy śniadanie.
- Hmmm... – zastanowiłam się chwilę. – A o której jest?
- O dziesiątej.
- Czyli za pół godziny? – dopytałam, patrząc na zegarek.
- Czyli musimy już wychodzić. – powiedział Zibi, wstając od stołu i kierując się do salonu, gdzie stała uszykowana wcześniej torba na trening.
- W sumie to mogę iść... – powiedziałam i razem ze Zbyszkiem poszłam na piechotę na halę. Tam ja poszłam na trybuny, a on poszedł do szatni się przebrać. Za kilka minut wyszedł z niej razem z kolegami i zaczął się trening. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. W to, że straciłam pamięć. W to, że pomógł mi sławny siatkarz, a ja go nawet nie poznałam i w jeszcze w to, że jestem już na drugim treningu Resovii.
- Zapomniałem ci wcześniej powiedzieć, że na dzisiaj mam zaproszenie na imprezę urodzinową mojego przyjaciela. Może poszłabyś ze mną? – zapytał Zbyszek, kiedy wracaliśmy do domu po dwóch godzinach treningu.
- Nie. Lepiej będzie, jak zostanę w domu. – odpowiedziałam.
- Dlaczego nie chcesz ze mną jechać? Poznałabyś Michała, mojego przyjaciela, bo to właśnie do niego mamy jechać.- Zbyszek próbował namówić mnie na tą imprezę.
- Nie chcę ci robić kłopotu.
- Ale to żaden kłopot. – upierał się.
- Zostanę w domu, a ty jedź i baw się dobrze. – powiedziałam.
- Nie. Jak nie pojedziesz ze mną, to ja też nie jadę. –
- Ej, tak to ja się nie bawię! To jest szantaż. – zaśmiałam się.
- Może chociaż to podziała, bo widzę, że uparta to ty jesteś.
- Bartman! Grabisz sobie.
- Jedziesz ze mną na imprezę.
- Nie.
- Ale to było stwierdzenie, nie pytanie.
- Nie jadę. Baw się dobrze.
- Jedziesz i koniec.
- Nie jadę.
- Ale ty jesteś uparta.
- Bo dziewczyna uparta zawsze jest coś warta.
- Jedziesz ze mną.
- Nawet nie mam w czym. – złapałam się ostatniej deski ratunku.
- Kupimy coś. – powiedział Zibi i złapała mnie za rękę po czym zaciągnął do galerii handlowej, obok której akurat przechodziliśmy.
- O nie! Nic mi więcej nie będziesz kupował! – zaprotestowałam, odwracając się na pięcie i wychodząc z galerii. Zbyszek mnie dogonił, złapał za ramiona i prawie że siłą wprowadził z powrotem. Chcąc nie chcąc, zostałam zmuszona, na kupienie sobie ciuchów na imprezę, na którą zostałam zmuszona pójść.
Chodziliśmy po galerii, po różnych sklepach, oglądając różne ciuchy. Kupiłam sobie delikatną, kremową sukienkę na ramiączka oraz czarne balerinki. Postawiłam na prosty zestaw, nie chciało mi się chodzić dziś po tych sklepach, przymierzać tyle ciuchów, ale Zibi zaciągał mnie do kolejnych sklepów. Zbyszkowi podobało się jeszcze kilka stylizacji, ale ja jakoś nie miałam humoru. Może to było spowodowane tym, że gdzie się nie obejrzałam, widziałam swoje zdjęcie z opisem i prośbą o kontakt na policję, jeśli ktoś mnie zna.
Weszłam ze Zbyszkiem już do któregoś z kolei sklepu. Nagle zaczepił mnie jakiś mężczyzna:
- Hej śliczna. Chcesz sobie dzisiaj kupić coś ładnego? – zapytał.
- Chyba mnie pan z kimś pomylił... – powiedziałam, odruchowo odsuwając się od niego. On jednak się przybliżył, pytając:
- Nie chcesz żadnych perfum albo nowej torebki? A może przydałaby ci się nowa sukienka?
- Ale o czym pan mówi? – zapytałam, przestraszona.
- Niech pan ją zostawi. Ona pana nie zna, niech pan jej nie zaczepia. – odezwał się Zbyszek.
- A to twój nowy klient? Stać go na elegancką torebkę dla ciebie?
- O co panu chodzi? Nie wiem, o czym pan mówi...
- Jasne, zgrywaj niewiniątko, pewnie udajesz, że nic nie wiesz, bo jest z tobą twój chłopak. – zaśmiał się mężczyzna.
- To nie jest mój chłopak i naprawdę nie wiem, o co panu chodzi.
- Nie ma z tobą dzisiaj twoich koleżanek? – zapytał facet, nie odpowiadając na moje pytanie.
- Jakich koleżanek? – zapytałam.
- Tych, które razem z tobą szukały w galerii bogatych mężczyzn i wyciągały od nich prezenty w zamian za małą przyjemność. – zaśmiał się kpiąco.
- Pan mnie chyba z kimś pomylił... – pokręciłam głową. Nie mogłam uwierzyć. Dowiadywałam się o sobie coraz to nowsze rzeczy.... Ja nie mogłam być galerianką!
- Jeszcze tydzień temu kupowałem ci takie ładne szpilki.
- To na pewno nie byłam ja. Przepraszam, ale się spieszę... – powiedziałam i wyszłam ze sklepu, a za mną oniemiały Zbyszek. Szliśmy w milczeniu, aż w końcu Zibi zapytał:
- Czy to prawda? Byłaś galerianką?
- Nie wiem! Nic nie pamiętam! To nie może być prawda! Ten facet był obleśny! – zaczęłam krzyczeć, a po policzkach poleciały mi łzy.
- Nina, nie płacz... Wszystko się jakoś ułoży. – Zbyszek przytulił mnie staliśmy w objęciach na środku chodnika. On mnie pocieszał, głaskał po głowie, a ja płakałam w jego ramię. Byłam zupełnie bezsilna. Nic nie pamiętałam, a dowiaduję się o sobie takich rzeczy.
- Nina, poradzimy sobie. Nie płacz, masz mnie, ja ci pomogę.... – Zbyszek cały czas mnie pocieszał, dopóki się nie uspokoiłam.
Do domu wróciliśmy przed czwartą. Zaczęliśmy się od razu szykować na imprezę. Nie miałam zbytniej ochoty tam jechać, no ale skoro Zbyszek tyle dla mnie zrobił, to i ja powinnam coś dla niego zrobić. Skoro tak nalegał, żebym z nim pojechała, to pojadę. Nie wiem, jak się będę bawić, pewnie w ogóle, ale chcę mu się jakoś odpłacić za to wszystko.
Założyłam kupiony dzisiaj zestaw, po czym zajęłam się fryzurą. Zdecydowałam, że upnę włosy w koka. Po fryzurze przyszedł czas na makijaż. Skończyłam się szykować o siedemnastej. Zanim wyszłam z pokoju, coś mnie nakłoniło, żeby zajrzeć do szafy. Nie wiem, po co, ale od razu odnalazłam tam ciuchy, w których znalazł mnie Zbyszek. Wzięłam je do ręki i już wszystko rozumiałam...
Przypomniałam sobie te wszystkie „wycieczki” do galerii w towarzystwie jakiś dwóch dziewczyn. W tej chwili nie mogłam sobie ich przypomnieć, ale w głębi duszy czułam, że to moje przyjaciółki. Chodziłyśmy do galerii niemal codziennie i zawsze wychodziłyśmy stamtąd z nowym nabytkiem. Rzeczywiście było tak, jak ten facet mówił... Pamiętałam go. Bardzo często kupował mi prezenty w zamian za seks...
Boże! Kim ja w ogóle jestem?! Czułam do siebie wstręt i obrzydzenie, odkąd dowiedziałam się tej rzeczy o sobie. Jak ja w ogóle mogłam zgodzić się na coś takiego? Skąd mi to przyszło do głowy?
Oparłam się o szafę i osunęłam na podłogę. Nadal miałam w rękach tamte ubrania, a przed oczami wspomnienia z galerii... Wolałabym, żebym nigdy ich sobie nie przypomniała. Czy ja naprawdę byłam galerianką? Może wyobraźnia po prostu płata mi figla?
Tak bardzo chciałabym w to wierzyć, ale i tak wiedziałam, że to może być prawda...

******************************
I jak Wam się podoba? :D Spodziewaliście się takich wspomnień i szczegółów z przeszłości Niny? ;) Mam nadzieję, że udało mi się Was zaskoczyć :D Proszę, komentujcie, wyrażajcie swoje opinie, bo ciekawa jestem, co sądzicie o tym rozdziale i w ogóle o tym blogu :)
To pozdrawiam i do następnego :*

/Justyna

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 3.

- Dziękuję, że mi pomagasz. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne, że ktoś, kto w ogóle mnie nie zna, pomaga mi, pomimo tego, że ja sama teraz siebie nie znam... – powiedziałam, kiedy jedliśmy obiad. – Tak w ogóle, dlaczego pomagasz dziewczynie, którą znalazłeś w jakiejś ciemnej uliczce i która nic nie pamięta?
- Po prostu chciałem ci pomóc. Było mi cię szkoda, nie chciałem zostawić cię samej takiej zakrwawionej...
- Mimo wszystko i tak dziękuję. Mam nadzieję, że ktoś mnie wkrótce rozpozna i przestanę ci zawracać głowę.
- Ale to żaden problem. Możesz się u mnie zatrzymać, ile chcesz. – zaprotestował Zbyszek.
- Przecież ty mnie wcale nie znasz.
- Ale chcę cię poznać. Wydajesz się fajną osobą...
- A jeśli taka nie jestem? – przerwałam mu. – Jeżeli jestem wychowanką jakiegoś domu dziecka albo wychowywałam się w jakiejś patologicznej albo biednej rodzinie?
- Patrząc na twoje ciuchy, kiedy cię znalazłem, nie jesteś wcale taka biedna.
- A co z rodzicami? Gdybym ich miała, na pewno by mnie rozpoznali na tym ogłoszeniu, które rozwiesiła policja.
- Może jeszcze go nie widzieli? Przestań na razie się zamartwiać. Poczekamy trochę, na pewno niedługo coś ci się przypomni.
- A jeśli nie?
- Nie martwmy się na zapas.
- Ty mnie w ogóle nie znasz. W sumie, to ja ciebie też nie.
- Pytaj, o co chcesz. – powiedział Zbyszek, a ja zaczęłam zadawać mu pytania.
Dowiedziałam się, że ma 26 lat, na nazwisko ma Bartman, od lat jest zakochany w siatkówce, bardzo długo trenuje, gra w miejscowym klubie. Niedawno zerwała z nim dziewczyna, przyjaźni się z tym mężczyzną, co tu był z żoną, z tym Krzyśkiem i jeszcze jakimś Piotrkiem z tego klubu, gdzie trenuje i jakimś Michałem, który mieszka w innej miejscowości, że znajomi najczęściej mówią na niego Zibi. Miał nawet swoją przygodę z reklamą.
- A co reklamowałeś? – zapytałam.
- Piwo. – wzruszył ramionami.
- Będę miała możliwość zobaczyć tą reklamę? – zapytałam z uśmiechem.
- Jak będziesz oglądała telewizję, może będzie akurat leciała. Idziesz ze mną dzisiaj na trening? – zapytał, zmieniając temat. Z uśmiechem pokiwałam głową.
- Wychodzimy za jakąś godzinę. Nie wiem, chcesz się przebrać czy uszykować jakoś?
- Chyba się przebiorę. – powiedziałam, idąc w stronę pokoju, który zajmowałam. Założyłam ................ a włosy spięłam w kok. Po kilku minutach wyszliśmy z domu i spacerem ruszyliśmy w stronę hali, gdzie trenował Zbyszek. Po piętnastu minutach drogi doszliśmy na miejsce. Zibi zaprowadził mnie na trybuny, a sam powiedział, że idzie do szatni. Zostałam tam i czekałam na niego.

PERSPEKYWA ZBYSZKA:
- Chłopaki, przyszła ze mną dzisiaj na trening taka jedna dziewczyna. Nie wypytujcie jej o nic, bo ona nic nie pamięta. Straciła pamięć. I nie mówcie jej, że jesteśmy sławnymi siatkarzami, bo ja jej na razie tego nie powiedziałam. Powiedziałem jej tylko, że trenuję w miejscowym klubie. – powiedziałem, kiedy wszedłem do szatni.
- Policja ustaliła już, kim ona jest? – zapytał Krzysiek.
- Nie, ale ona przypomniała sobie, że ma na imię Nina, i że chyba była przez jakiś czas w domu dziecka. Mają sprawdzić papiery w tutejszej placówce.
- Może coś ustalą...
- Może. Jak ona musi się czuć? Nie pamięta nawet ile ma lat.
- Wygląda na jakieś osiemnaście. – powiedział Krzysiek.
- Pewnie tyle ma. - wzruszyłam ramionami. – Dobra, chodźmy na trening. I pamiętajcie, nie pytajcie jej o nic. – przypomniałem chłopakom, po czym poszliśmy na halę.


PERSPEKTYWA NINY:
Zobaczyłam dużą chmarę chłopaków wychodzących z szatni. Odnalazłam wzrokiem Zbyszka, który też w tym samym czasie się na mnie spojrzał. Wymieniliśmy uśmiechy, po czym zawołał kolegów i podszedł do mnie razem z nimi.
- Chłopaki, to jest Nina, Nina, to moi koledzy z klubu. – powiedział Zibi, po czym zapoznałam się z każdym. Poznałam tego Piotrka, z którym przyjaźni się Zbyszek oraz kilku cudzoziemców. Miałam nadzieję, ża zapamiętam jakoś te wszystkie imiona.
Po chwili na halę wszedł jakiś mężczyzna. Domyśliłam się, że to trener.
- Chłopaki, na początek dwadzieścia kółeczek! – krzyknął, a chłopacy posłusznie zaczęli wykonywać jego polecenia: najpierw biegi, potem ćwiczenia rozciągające, a następnie cwiczenia z piłką. Kiedy obserwowałam ich trening, cały czas towarzyszyło mi jakieś dziwne uczucie. Nie mogłam go zidentyfikować, ale wiedziałam, że to moja pamięć próbuje dać mi jakiś znak, że to coś znajomego. Postanowiłam ignorować te uczucie i nie próbować przypomnieć sobie wszystkiego na siłę.
Obserwowałam dalej chłopaków. Połowa z nich ustawiła się za linią końcową jednej z połów boiska, a reszta ustawiła się na drugiej połowie. Ci, którzy stali poza boiskiem, podrzucali piłkę wysoko, wyskakiwali i uderzali w nią mocno, przebijając na drugą stronę boiska, a pozostali odbijali piłkę rękoma. Następnie podzielili się na dwie drużyny, grając mecz. Patrzyłam się na to wszystko, mając wrażenie, ze już to gdzieś widziałam. W głowie kłębiły mi się jakieś nazwy, ale nie mogłam ich wyłapać. Dopiero po kilku minutach patrzenia na grających chłopaków, zrozumiałam zasady tej gry. Zrozumiałam, że ćwiczenie, które wcześniej wykonywali, to było ćwiczenia zagrywki i przyjęcia. Teraz z fascynacją oglądałam ich mecz, obserwując, która z drużyn zdobędzie punkt, kto na jakiej pozycji gra. Zbyszek... Grał na ataku. Nie wiem, skąd to wiedziałam, przecież Zibi siedział teraz na ławce, bo podczas ćwiczeń rozbolała go łydka i teraz zajmował się nim fizjoterapeuta.... Te myśli i nazwy same przepływały mi przez głowę. Nie wiem, skąd ja to wszystko wiedziałam. Czy już kiedyś miałam z tym do czynienia?
Nagle jeden z chłopaków, o ile dobrze pamiętam, miał na mię Paul, zaserwował i piłkę przyjął Krzysiek, podał do któregoś z chłopaków ze swojej drużyny, a ten wystawił jeszcze innemu. Chłopak z numerem siedem zaatakował, a zawodnicy drugiej drużyny mieli problemy z przyjęciem i jeden z nich źle odbił i piłka poleciała w moją stronę złapałam ją i już miałam im ją podać, kiedy ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Spojrzałam na piłkę, którą trzymałam w ręku. Niebiesko-żółte kolory były mi dziwnie znajome. Piłka idealnie wpasowywała się w moje dłonie, jakbym już wiele, wiele razy miała ją w rękach. Odczytałam znajomy napis na piłce: Mikasa... To wszystko było takie znajome, a potem... Wypuściłam piłkę z rąk a w mojej głowie zaczęły przepływać obrazy.
Stoję na końcu boiska, przemierzam wzrokiem halę. Dziewczyny ode mnie z drużyny parzą na mnie wyczekująco, przeciwniczki są gotowe do przyjęcia, trybuny są pełne. Mój wzrok pada na tablicę wyników. 24:21. Podrzucam piłkę i zagrywam z całą siłą, a potem wielka radość, wszystkie dziewczyny do mnie podbiegają, krzyczą, piszczą... Wspomnienie rozwiało się równie szybko, jak pojawiło się w mojej głowie.
Otworzyłam oczy. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy je zamknęłam. Obok mnie siedział Zbyszek, a wokół stali chyba wszyscy zawodnicy Resovii.
Co? Skąd ja wiem, że to Resovia? Przecież Zbyszek nic o tym nie wspominał... Zbyszek... Bartman! To jest atakujący tego klubu i naszej reprezentacji...
- Nina? Nina, wszystko w porządku? – zapytał troskliwie.
- Tak... Pamiętam...
- Przypomniałaś coś sobie? – zapytał, a ja przebiegłam wzrokiem po obecnych tu siatkarzach. Achrem. Ignaczak, Lotman, Kovacević, Tichacek, ShÖps, Kosok, Nowakowski...
- Ja... ja kiedyś grałam. Pamiętam. A wy... wy jesteście Mistrzami Polski... Jak ja mogłam was wcześniej nie poznać?
- Masz amnezję, nic nie pamiętasz, to jest normalne. Ale wszystko sobie powoli przypominasz. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. – mówił Zbyszek.
- Ale... Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś, że grasz w Resovii? – zapytałam. – Dlaczego w ogóle wcześniej nie powiedziałeś, że jesteś sławnym siatkarzem?
- Nie powiedziałem ci, bo nie chciałem na ciebie naciskać, żebyś próbowała sobie na siłę wszystko przypomnieć. Gdybym ci powiedział, że gram w Sovii, próbowałabyś cały czas przypomnieć sobie, co to za klub, kim ja jestem... Obeszło się bez tego. I tak sobie przypomniałaś.
- Co mi z takich szczegółów, skoro nie pamiętam, kim jestem, tylko tyle, że mam na imię Nina?
- Z czasem przypomnisz sobie wszystko. Chcesz iść już do domu? – zapytał Zibi, a ja pokiwałam głową. Chciałam odpocząć, położyć się, zapomnieć o teraźniejszości, przypomnieć sobie przeszłość.

*****************************************

Oddaję ten rozdział w Wasze ręce :) Jak Wam się podoba? Proszę o wyrażenie swojej opininii, nawet tej negatywnej. Za błędy z góry przepraszam. Za nieaktualne informacje np na temat zawodników Asseco również, gdyż ten blog pisany był trochę czasu temu ;)

Pozdrawiam :*

/Justyna


sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 2.

Ania, Hania, Marta, Kasia, Kinga, Milena, Gosia, Justyna, Patrycja, Karolina... Miałam zupełny mętlik w głowie. Próbowałam sobie coś przypomnieć, skojarzyć jakieś imię, ale za cholerę nic nie przychodziło mi do głowy. Byłam zła na siebie, za to, że jest ze mną coś nie tak i byłam zła, nawet sama nie wiem na co lub na kogo, za to, że stało się coś, co zabrało mi pamięć.
Porwała mnie lawina imion. Wirowały w mojej głowie, na siłę próbując przebić się do mojej świadomości, burząc barierę, która blokowała moją pamięć. Na próżno. Zawalona lawiną imion zasnęłam.

PERSPEKTYWA ZBYSZKA:
Wstałem wcześnie rano. Poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i ubrałem ........... . Poszedłem do kuchni zrobić śniadanie. Kiedy smażyłem naleśniki, do środka weszła nieznajoma. Teraz, kiedy minął cały ten szok wynikający z jej wyglądu całej we krwi i jego stanu, mogłem jej się bliżej przyjrzeć. Kiedy stała, widziałem, jaka jest wysoka. Tak na oko, jakieś 187cm. Miała ładne szare oczy i brązowe falowane włosy. Szczupła, ale bez przesady. Jednym słowem, jedna z najładniejszych dziewczyn, jakie spotkałem.
 
- Naleśniki? – zapytała.
- Tak. Z nutellą. – odpowiedziałem.
- Moje ulubione. – powiedziała.
- Przypomniałaś sobie! – zawołałem, zadowolony, że pamięć jej wraca. Dziewczyna przez chwilę milczała, po czym odezwała się:
- Pamiętam ich smak. Pamiętam, że bardzo lubię jeść naleśniki z nutellą, ale jadłam je bardzo rzadko. Nadal niestety nie pamiętam, jak mam na imię i w ogóle kim jestem... – powiedziała.
- Nie załamuj się. Na pewno coś sobie jeszcze przypomnisz. Zobaczysz. Jak tylko będziesz miała do czynienia z czymś znajomym, na pewno sobie przypomnisz, tak jak teraz z tymi naleśnikami. – powiedziałem, obejmując ją ramieniem.
- A imiona? – zapytała, patrząc mi w oczy.
- Może nie wymieniliśmy wszystkich.
- Na pewno padło tam moje imię. Tylko go sobie nie przypomniałam. A co będzie, jeśli nic sobie więcej nie przypomnę? Tylko to, że lubię naleśniki z nutellą?
- To nazwiemy cię Pani Naleśnik, a na nazwisko damy Nutella. - zaśmiałem się. - Jesteś gotowa, na wizytę u lekarza?
- Tak. Tylko...
- Co?
- Ja nie pójdę tam tak ubrana.
- A no tak... Kurde. Mamy mały problem. Poczekaj, zaraz zadzwonię do Iwony, ona ci coś przyniesie.
Podczas gdy nieznajoma jadła, ja zadzwoniłem do Ignaczakowej. Za pół godziny była u nas razem z Krzyśkiem. Przywiozła tej dziewczynie kilka ciuchów. Poszła się przebrać, a my zaczekaliśmy na nią w salonie, po czym pojechaliśmy do lekarza. Tam się okazało, że nieznajoma nie ma żadnych większych obrażeń, tylko powierzchowne rany, jedynie przez uraz głowy straciła pamięć. Miała amnezję pourazową. Lekarz powiedział, że istnieje szansa, że odzyska pamięć. Powiedział też, żebym zgłosił na policję to, że znalazłem ranną osobę, która nic nie pamięta. Jak lekarz kazał, tak zrobiliśmy. Złożyłem zeznania na policji. Mieli zamieścić w Internecie zdjęcie nieznajomej z informacją, że została znaleziona w Rzeszowie ranna, że nic nie pamięta i jeżeli ktoś ją zna, proszą o kontakt. Mieli także mówić o niej we wiadomościach lokalnych.
Po wizycie na komisariacie, pojechaliśmy do mnie do domu. Powiedziałem policji, że dopóki nie rozwiąże się jej sprawa i nikt jej nie rozpozna, może zatrzymać się u mnie. Zanim jednak wróciliśmy do domu, weszliśmy do jakiegoś butiku, kupić jej trochę ubrań i jakieś inne potrzebne rzeczy. Nieznajoma była skrępowana tym, że za wszystko płacę, że jej tak pomagam, a ona nie ma przy sobie ani grosza ani nie wie kim jest. Udało mi się jednak ją jakoś przekonać, żeby coś sobie wybrała. Po zakupach wróciliśmy do domu. Była 14.00 więc zrobiłem obiad. Postanowiłem, że będzie to spaghetti. Nieznajomej bardzo smakowało. Podczas obiadu zapytałem;
- Może wybrałabyś sobie jakieś imię, żebym mógł się do ciebie jakoś zwracać?
- Mów na mnie jak chcesz. – powiedziała.
- Agnieszka.
- Dlaczego Agnieszka? – zapytała, nakręcając na widelec spaghetti.
- Tak miała na imię moja była dziewczyna. – powiedziałem, przypominając sobie wszystkie chwile z nią spędzone.
- Dlaczego nie jesteście już razem? – zapytała. Kiedy przez chwilę milczałem, powiedziała – Przepraszam, nie powinnam pytać.
- Zerwała ze mną dla jakiegoś innego chłopaka i wyjechała z nim za granicę.
- Przykro mi. – powiedziała i każde z nas zajęło się swoim jedzeniem.
Po obiedzie poszliśmy do salonu obejrzeć jakiś film. Włączyłem jakąś komedię. Powinienem być teraz na treningu, ale zdecydowałem, że dziś zostanę z tą dziewczyną... No tak. Miałem nazywać ją Agnieszką. Ale coś mi nie pasowało. Nie pasowało mi do niej te imię.
Po filmie Agnieszka poszła do swojego pokoju, a ja zająłem się przyszykowaniem kolacji. Zrobiłem masę kanapek, które potem zjedliśmy.
- Agnieszka, pójdziesz ze mną jutro na trening? – zapytałem.
- Na jaki trening?
- No bo nie chciałbym cię zostawiać samej, bo boję się, żeby nic ci się nie stało...
- Ale co trenujesz? – przerwała mi.
- Siatkówkę. – odpowiedziałem, po czym przypomniał mi się jej wysoki wzrost. – Nie pamiętasz może, czy nie trenowałaś siatkówki? Bo jesteś taka wysoka...? – zapytałem, ale ona pokręciła głową.
Po kolacji oboje poszliśmy do swoich pokoi. Ciekawy byłem tej dziewczyny. Po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie: Kim ona jest? Miałem nadzieję dowiedzieć się tego niedługo.

W GALERII HANDLOWEJ:
- Sandra, to nie jest Nina? – Aurelia zapytała swojej przyjaciółki, widząc ogłoszenie wiszące na jednej z kolumn.
- Nie... Na pewno nie. Nina była taka... Radosna, zadowolona z życia, a ta dziewczyna na tym zdjęciu wygląda jak jakaś... zamulona ćpunka. A z tego co wiem, to Nina już nie ćpa. Odkąd rzuciła Pawła i jest z Jarkiem to wszystko z nią okay. – powiedziała Sandra.
- Tu jest napisane, że ta dziewczyna została znaleziona wczoraj w nocy, w jednej z uliczek i że nic nie pamięta. Nic dziwnego, że jest taka zamulona. Człowiek po stracie pamięci zazwyczaj nie jest zbyt radosny.
- Mówię ci, to nie jest Nina. Niby dlaczego straciłaby tą pamięć? – zapytała zirytowana Sandra.
- Może coś jej się stało? Nie wiem, przewróciła się, jak szła i uderzyła o coś głową... – zaczęła gadać Aurelia, ale Sandra jej przerwała:
- Co Nina robiłaby w nocy w jakiejś bocznej uliczce?
- No nie wiem... Może uciekała... Sama wiesz, jak jest...
- Wiem, ale to nie ona.
- To jest Nina. Musimy zgłosić to na policję, że znamy tą dziewczynę...
- Nigdzie nie idziemy, to nie jest Nina.
- Nina to nasza przyjaciółka, powinnyśmy to zgłosić. A jak to ona?
- Daj spokój, to na pewno nie jest Nina. Chodź, mamy robotę do zrobienia. – powiedziała Sandra i weszła z przyjaciółką do pobliskiego butiku.

RANO:
- Zbyszek! Zbyszek! – usłyszałem krzyk tej dziewczyny. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. Przez okno wpadały do środka słabe promienie słońca, było jeszcze wcześnie. Spojrzałem na zegarek: 06.20. Z ociąganiem zrzuciłem z siebie kołdrę i usiadłem na łóżku. Już miałem z niego wstać i sprawdzić, co się dzieje, że nieznajoma tak krzyczy, kiedy drzwi do mojej sypialni otworzyły się i do środka wpadła ona.
- Zbyszek! Przypomniałam sobie! Pamiętam! Nina! Mam na imię Nina! – krzyczała, biegnąc w moją stronę. Słysząc to, poderwałem się z łóżka i nie mogąc się powstrzymać, przytuliłem ją. Cieszyłem się, że jej się polepsza i że przypominają jej się niektóre rzeczy.
- No widzisz? Mówiłem, że niedługo będzie lepiej. A pamiętasz może coś jeszcze? – zapytałem z nadzieją. Nina odchyliła się w moich ramionach i pokręciła głową.
- Nie. Na razie tylko to, że mam na imię Nina i lubię naleśniki z nutellą. – zaśmiała się.
- Wiesz, co? Musimy to zgłosić na policję. Że wiemy już, jak masz na imię. – powiedziałem, na co ona niechętnie się zgodziła.

PERSPEKTYWA NINY:
Zjedliśmy śniadanie, po czym zdecydowaliśmy, że na komisariat przejdziemy się na piechotę. Nie miałam ochoty tam iść, ale cóż. W końcu gdyby ktoś mnie poznał, pomógłby mi może odzyskać pamięć. Opowiedziałby mi o moim wcześniejszym życiu...
Kiedy szliśmy na policję, mijaliśmy jakiś duży budynek. Wydawał mi się dziwnie znajomy...
- Zbyszek? Co to za budynek?
- To? – zapytał wskazując na wielki gmach, o który mi chodziło.
- Tak.
- To jest dom dziecka. – powiedział Zbyszek, patrząc się na mnie uważnie.
Dom dziecka? Czy to możliwe, że wychowywałam się bez rodziców? Jak długo tam byłam? Ile ja w ogóle mam lat?
- Nina? Czy ty...
- Nie pamiętam. - przerwałam mu. - Ten budynek wydaje mi się jakiś taki znajomy...
Nagle przed oczami zaczęły migać mi obrazy. Mały, prymitywny pokoik, w którym stały trzy łóżka. Duża grupa dzieci siedząca we wspólnej świetlicy i bawiąca się. Wspólny obiad. Jakaś kobieta, krzycząca: „Nie! Nie zabierajcie mi dziecka!”, płacz jakiejś dziewczynki. Tak, to był mój płacz. Nie chciałam tam jechać, ale jakaś pani odciągała mnie od krzyczącej kobiety i zaciągnęła do auta... Zaraz potem mignął mi obraz tej samej kobiety, tylko, że tym razem rzuciłam jej się w ramiona, a ona wyszeptała mi do ucha: „Już jesteś z nami. Już jest wszystko dobrze...”
Poczułam, jak kręci mi się w głowie, po czym uginają się pode mną kolana. Zaraz potem złapały mnie silne ramiona Zbyszka. Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Był dobrym człowiekiem. Praktycznie wcale go nie znałam, wiedziałam tylko, że ma na imię Zbyszek, ale darzyłam go wielkim zaufaniem. Pomógł mi, kiedy byłam w trudnej sytuacji. On też nic o mnie nie wiedział, sama nic o sobie nie wiedziałam, a mimo to pomógł mi i pozwolił się u siebie zatrzymać.
- Boli cię głowa? Może to od tej rany? Powinniśmy jechać z tym do lekarza..…
- Zbyszek, nic się nie stało... Po prostu zakręciło mi się w głowie... – powiedziałam, wyplątując się z jego objęć.
- To na pewno przez tą ranę na czole...
- Nie. – przerwałam mu stanowczo. – Widziałam swoje wspomnienia. Kilka.
- I co? Byłaś w domu dziecka?
- Tak. Ale potem wróciłam z powrotem do domu. Nie wiem, jak długo tam byłam. Pamiętam siebie, jako małą dziewczynkę... To musiało być kilka lat temu.
- Może powinniśmy iść do tego domu dziecka, może mają jakieś dokumenty...
- Nie, proszę. Nie mam teraz głowy do grzebania w papierach...
- Powiemy to na policji. Oni do tego dojdą.
- Nie, proszę, nie mówmy im. To trochę wstydliwa sprawa...
- To nie jest żadne wstyd, że ktoś wychowywał się w domu dziecka. Może twoja rodzina miała jakiś przejściowy kryzys? Musieli cię oddać, ale potem wróciłaś z powrotem do domu.
- Tak, tylko, że spędziłam tak jakiś rok, może dwa, bo we wspomnieniu, jak wracam do domu, jestem już starsza...
- Tak czy inaczej, musimy powiedzieć o tym policji. – zdecydował Zbyszek, po czym poszliśmy na komisariat. Policjanci zajmujący się moją sprawą mieli sprawdzić papiery w domu dziecka, odwiedzić tą placówkę i dowiedzieć się, czy przebywała tam jakaś Nina.

*************************************
I jak Wam się podoba? :) Akcja chyba nabiera rozpędu :D Jak myślicie, jaka będzie dalsza historia Niny? ^^ Jesteście ciekawi i wytrwacie ze mną te 14 rozdziałów i epilog? :D 

Zapraszam również na mojego drugiego bloga: http://zagubiona-w-swiecie-marzen.blogspot.com

A tutaj jest mój ask: http://ask.fm/mikasa_rap_4ever

Gram w 5/5, 10/10 itd wiec jesli ktoś chętny pisać! Kogo mam informować o nowych rozdziałach? ^^

Pozdrawiam ;***
/Justyna


czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 1.

- Ja mam na imię Zbyszek, a to jest mój kolega Krzysiek i jego żona Iwona. – odpowiedziałem na pytanie nieznajomej.
- Jak się czujesz? Boli cię coś? – zapytała Iwona troskliwym głosem. Blondynka chyba zrozumiała, że Iwona jest miłą osobą i że nie ma się czego bać, bo odpowiedziała jej całkiem ufnie:
- Głowa... trochę mnie boli.
- Nic więcej? – zapytała Iwona, zbliżając się do blondynki.
- Twoja żona zna się na ludziach. Chyba nie ma osoby, która by jej nie lubiła. – powiedziałem do Krzyśka, na co on tylko się uśmiechnął i spojrzał z czułością na żonę. Widząc miłość w jego spojrzeniu, poczułem ukłucie w sercu. Jednak nie pogodziłem się jeszcze z rozstaniem. Brakowało mi byłej dziewczyny. Stłumiłem w sobie tęsknotę i skupiłem się na teraźniejszości.
- Kolano trochę mnie piecze i dłonie... – wyznała nieznajoma i pokazała Iwonie soje ręce. Na wewnętrznej stronie dłoni były obtarcia zanieczyszczone piaskiem i małymi kamyczkami. Nie zauważyłem tych ran w ciemnej uliczce.
- Zaraz opatrzymy rany, nie będzie nic bolało. – powiedziała Iwona czułym głosem.
- Kochanie, pomóc ci w czymś? – zapytał Krzysiek, zbliżając się do grzebiącej w apteczce żony.
- Nie, nie trzeba, poradzimy sobie, prawda? – zwróciła się z uśmiechem do blondynki. Ta pokiwała głową, a Krzysiek usiadł na fotelu obok kanapy. Zająłem drugi fotel i obserwowałem, jak Iwona zajmuje się dziewczyną. Delikatnie oparzyła jej ranę na kolanie oraz obtarcia na dłoniach. Sprawdziła również ranę na czole. Podczas tych czynności wypytywała tą dziewczynę o nią, namawiając, żeby próbowała sobie coś przypomnieć.
- Może jak się troszkę prześpisz, to sobie coś przypomnisz? – zasugerowała Iwona, kiedy skończyła opatrywać blondynkę. Ta z niepewnością spojrzała na Iwonę i mruknęła:
- Może...
- A gdybyśmy mówili różne imiona, to może padło by twoje i gdybyś je usłyszała, to by ci się przypomniało? – rzucił swój pomysł Krzysiek. Spojrzałem niepewnie na niego, potem na Iwonę.
- Wiem, że może to trochę głupie, ale może zadziała. – ciągnął Igła, a ja się odezwałem:
- W sumie to możemy spróbować. Co nam szkodzi?
- Najpierw, to ona musi skorzystać z łazienki, umyć się z tej krwi. Włosy ma od niej całe posklejane. Musi się jeszcze przebrać, bo ciuchy też ma całe we krwi. – powiedziała Iwona stanowczym tonem.
- Yyyy... Mogę jej dać jakiś swój t-shirt... Nie wiem, czy będę miał dla niej jakieś spodnie.
- Podejrzewam, że twój t-shirt będzie jej zasłaniał wystarczająco. Będzie jej sięgał gdzieś tak do połowy ud, może trochę dalej. – zauważyła Iwona, ja poszedłem na górę po koszulkę dla tej dziewczyny. Zaniosłem ją do łazienki i przyszykowałem jej ręcznik i ciepłą kąpiel. Zszedłem z powrotem na dół i powiedziałem:
- Kąpiel jest już gotowa.
- Kochana, idź się umyć, my tutaj na ciebie poczekamy, potem porozmawiamy, dobrze? – zapytała Iwona nieznajomej, a ona pokiwała głową.
- Chodź, zaprowadzę cię do łazienki, nie musisz się spieszyć, zrelaksuj się. Należy ci się odpoczynek. – mówiła Iwona, prowadząc ją do łazienki. Po chwili wróciła i usiadła na kanapie.
- Trzeba będzie jechać z nią do lekarza... – powiedziała.
- Wiem. Zawiozę ją tam jutro rano.
- I na policję. – dodała Iwona.
- Na policję?
- Ona nic nie pamięta. Jest cała poobijana, coś jej się stało, nawet nie wiemy co. Może policja pomoże nam odnaleźć kogoś, kto ją zna. – powiedziała Iwona.
- Jak? Przecież jak sama powiedziałaś, ona nic nie pamięta i nie będzie potrafiła wymienić nikogo, kto ją zna. – powiedziałem.
- Jezu, Zbyszek, w jakiej ty epoce żyjesz? – Krzysiek teatralnie złapał się za głowę. – Wiesz, że jest coś takiego jak Internet, telewizja?
- Wiem, przecież nie jestem głupi. – powiedziałem.
- Z grzeczności nie zaprzeczę i nie potwierdzę. – powiedział Igła, szczerząc zęby. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Jutro zabierasz ją do lekarza i na policję. Trzeba to zgłosić. Może ktoś ją rozpozna. – odezwała się Iwona.
- A jak nie? – to pytanie zadane przez Krzyśka zawisło w powietrzu i przez chwilę w salonie panowała nieprzyjemna cisza.
- Nie wiem. Policja zdecyduje, co trzeba robić dalej. – ciszę przerwała Iwona.
- Dopóki nikt jej nie rozpozna będzie mogła się u mnie zatrzymać. – powiedziałem.
- O tym też policja zdecyduje. – powiedziała Iwona.
- Ciekawy jestem, co jej się stało. – powiedział Krzysiek.
- Nie ty jeden. – powiedziałem.
Pogadaliśmy jeszcze kilkanaście minut, po czym nieznajoma wróciła z łazienki. Miała na sobie jeden z moich t-shirtów i, tak jak przewidziała Iwona, sięgał jej do połowy ud.
Ciekawy byłem, co mogło jej się stać. Czy to był jakiś wypadek, czy może raczej ktoś na nią napadł. Jej osoba była taka... Intrygująca? Zagadkowa? Chciałem ją poznać, mimo tego, że sama o sobie nic nie wiedziała. Za cel postawiłem sobie pomóc tej dziewczynie. Musiała odzyskać swoją osobowość, swoje dawne życie.
- Nie mogłam znaleźć suszarki... – powiedziała, idąc nieśmiało w stronę kanapy.
- Ja nie mam suszarki. Mi nie jest potrzebna, a nie spodziewałem się... – zacząłem, ale ona mi przerwała:
- Same wyschną.
- I jak? Czujesz się już lepiej? – zapytała Iwona z uśmiechem, żeby trochę ośmielić tą dziewczynę.
- Tak. Dziękuję, że mi pani pomogła. W ogóle dziękuję, że pan mnie stamtąd zabrał.
- Jaki pan? Mów mi Zbyszek. – powiedziałem.
- Do mnie mów Iwona, a nie pani.
- A ja jestem Krzysiek. – Igła oczywiście musiał wtrącić swoje trzy grosze. Dziewczyna się uśmiechnęła, ale nic nie powiedziała.
- Trochę rozmyślałem nad pomysłem Krzyśka i stwierdziłem, że to wcale nie jest zły pomysł... – powiedziałem ostrożnie, czekając na reakcję reszty.
- Czemu nie? Możemy spróbować. – powiedziała Iwona. – A ty jesteś gotowa? Moglibyśmy mówić te imiona...?
- Tak. Może coś mi się przypomni... – powiedziała nieznajoma, a my zaczęliśmy mówić po kolei różne imiona, jakie przyszły nam do głowy. Po jakiś piętnastu minutach zgadywanki, nieznajoma powiedziała:
- Przepraszam, ale ja już nie dam rady... Boli mnie głowa... Mam taki mętlik... – złapała się za głowę.
- Nic się nie stało, nie musisz nas przepraszać. – Iwona objęła ją ramieniem. – Nie musisz się spieszyć. Z czasem na pewno ci się przypomni. Jutro pójdziemy do lekarza...
Dziewczyna słysząc te słowa gwałtownie uniosła głowę i patrzyła przestraszona to na Iwonę, to na mnie, to na Krzyśka.
- A... ale... ale po co do lekarza? – zapytała.
- Opatrzyłam ci rany, ale lekarz też powinien je obejrzeć. A poza tym, musi stwierdzić, dlaczego straciłaś pamięć i czy możesz ją odzyskać.
- No dobrze... ale... ja się boję... – wyznała.
- Czego? – zapytaliśmy wszyscy troje.
- No bo... ja nic nie pamiętam, a ten lekarz na pewno będzie zadawał jakieś pytania... a ja nie wiem, co mam mówić... – oczy tej dziewczyny zaszły łzami.
- Pójdziemy razem z tobą, nic ci nie będzie... Nie płacz... Wszystko będzie dobrze... – Iwona pocieszała nieznajomą. – Może chcesz się położyć? – zaproponowała, a dziewczyna pokiwała głową.
- Chodź, zaprowadzę cię do pokoju, gdzie będziesz spała. – powiedziałem, podnosząc się z fotela. Zaprowadziłem ją do pokoju gościnnego, po czym zszedłem z powrotem na dół do salonu, żeby porozmawiać z Ignaczakami.
- Jutro, jak będziesz szedł z nią do tego lekarza, zadzwoń po mnie. Mam wrażenie, że jak na razie, to mi ufa najbardziej. – powiedziała Iwona.
- Nic dziwnego. Jesteś kobietą. Wy bardziej się rozumiecie między sobą niż z nami. – powiedziałem, udając oburzenie.
Umówiłem się z Ignaczakami, że jutro jak będziemy mieli iść do lekarza, to po nich zadzwonię, po czym oni poszli do domu, a ja położyłem się do łóżka, rozmyślając, co będzie dalej.

*********************

I tak oto mamy pierwszy rozdział :D Nie wiem, czy powinien on ujrzeć światło dzienne... ;3 czekał pół roku, mógł jeszcze poczekać (i się nie doczekać xD)

Jak Wam się podoba? ^^ Spodziewaliście się, że to będzie Zbyszek? XD

Ps.: Znalazłam również bloga, którego zaczęłam pisać rok temu przed wakacjami... Ma ponad 100 rozdziałów, a jeszcze nie są wszystkie wątki zakończone... Opublikowałabym go, ale jest to mój pierwszy owoc samodzielnego pisania i nie wiem, czy się nadaje, i czy ktoś by go w ogóle czytał, czy by wytrzymał ponad 100 rozdziałów... Jeżeli sporo osób chciałoby go czytać i by komentowało, oceniając moje pierwsze kroki w pisaniu blogów, dodawałabym rozdziały codziennie. Ale musiałabym mieć dla kogo je publikować. To jak? Będzie komu czytać i oceniać? ^^

Pozdrawiam i do następnego :*

/Justyna

niedziela, 8 czerwca 2014

Prolog

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nie wiedziałam, gdzie jestem, nie poznawałam tego miejsca. Leżałam w jakiejś alejce odchodzącej od głównej ulicy jakiegoś miasta. Było ciemno, na ulicy nikogo nie było widać. Ciekawa byłam, która godzina, że nikogo tutaj nie ma. Dookoła było ciemno i ponuro, a na dodatek ulica była mokra, bo mieliśmy teraz jesienną, deszczową pogodę. Usiadłam, opierając się o ścianę kamienicy, przy której leżałam. Głowa zapłonęła mi żywym ogniem. Dotknęłam czoła, gdzie ból był najsilniejszy. Moja dłoń trafiła na grzywkę, ale i tak poczułam na niej jakąś wilgoć. Przestraszona cofnęłam rękę i spojrzałam na dłoń. Na palcach było trochę krwi. Mój strach się wzmocnił. Nie wiedziałam, gdzie jestem, co tu robię i skąd się wzięła ta rana na głowie. Byłam tak przestraszona, że zaczęłam płakać. Oplotłam nogi rękoma i oparłam głowę o kolana, chowając ją między ramionami. Siedziałam tak i płakałam, czując w całym ciele ból. Czułam się, jakbym wpadła pod kopyta rozdrażnionego stada koni. Byłam cała poobijana, a do tego nie wiedziałam, co ja tu robię. „Proszę, niech to się okaże tylko złym snem. Niech mi ktoś pomoże...” - pomyślałam, łkając. Nagle poczułam, jak ktoś delikatnie trzącha mnie za ramię. Przestraszona uniosłam głowę, odruchowo odsuwając się od tego kogoś. Spojrzałam z obawą na osobę stojącą obok mnie.. Nie widziałam go dokładnie, bo łzy mi wszystko zamazywały, ale nie wyglądał, jakby mi chciał zrobić krzywdę. Wyszedłem z klubu wcześniej niż inni, bo źle się bawiłem. Koledzy próbowali mnie trochę rozerwać i rozweselić po tym, jak moja dziewczyna zerwała ze mną dla jakiegoś innego chłopaka, z którym miała wyjechać za granicę. Wyszedłem z klubu około drugiej nad ranem, na ulicy nie było prawie nikogo widać. Szedłem ulicą, kiedy w jednej z bocznych uliczek usłyszałem, jak ktoś płacze. Spojrzałem w tamtą stronę, wytężając wzrok. W ciemności zauważyłem jakąś dziewczynę siedzącą na ziemi. Gdyby nie płakała, to nawet bym jej nie zauważył. Podszedłem bliżej. Rękami obejmowała nogi, a twarz miała schowaną między ramionami. Jej długie, jasne włosy były trochę roztrzepane i dodatkowo zakrywały jej twarz, wisząc w nieładzie po obu stronach jej głowy. Na włosach widniały jakieś ciemne plamy. Domyśliłem się, że to krew. Miała na sobie ciemne rurki poprzecierane w niektórych miejscach, a na kolanie miały dziurę. Dostrzegłem tam krew i domyśliłem się, że dziura, w przeciwieństwie do innych otarć na spodniach, na pewno nie była tam od początku. Na jej dłoni też była krew. Co to była za dziewczyna i co jej się stało? Kiedy znalazłem się obok niej, nadal siedziała z nogami podkulonymi pod siebie i spuszczoną głową. Nie usłyszała, że nadszedłem, tylko siedziała i płakała dalej. Delikatnie potrząsnąłem ją za ramię. Szybko podniosła głowę i odsunęła się kawałek. - Nie bój się, nic ci nie zrobię. Chcę ci pomóc. - powiedziałem, ale ona parzyła na mnie nieufnie. Na jej twarzy były łzy, jedno oko miała podbite, a wargę rozciętą. Na jednym z policzków miała zaschniętą krew, pomyślałem, że może niechcący roztarła ręką tą krew, która leciała jej z wargi. Kiedy się wyprostowała, zobaczyłem, że ma na sobie luźny, biały t-shirt z jakimś nadrukiem, a w niektórych miejscach poplamiony jest krwią, która spływała z jej rozciętej wargi. Dziewczyna nie odzywała się, więc mówiłem do niej dalej, patrząc w jej brązowe, przestraszone oczy. - Nie bój się, naprawdę chcę ci pomóc. Co ci się stało? Dziewczyna pokręciła głową i powiedziała cichym, zachrypniętym głosem: - Nie wiem. Obudziłam się tutaj... - Skąd ta krew? Gdzie cię boli? - zapytałem, wskazując na jej włosy. Odgarnęła dłonią włosy opadające jej na czoło i zasłaniają kawałek twarzy, a ja ujrzałem z boku jej czoła rozcięcie, z którego na szczęście nie leciała już krew. Pomyślałem, że to pewnie stąd była ta zaschnięta krew na jej policzku. - Cholera... - zakląłem cicho pod nosem, zastanawiając się, co robić. Na odkrytych ramionach dziewczyny dostrzegłem gęsią skórkę. - Zimno ci? Poczekaj, dam ci swoją bluzę. - powiedziałem i wyprostowałem się, żeby zdjąć okrycie. W końcu mamy już koniec września, więc jest chłodno. Okryłem tą dziewczynę bluzą i z powrotem ukucnąłem obok niej. - Powiesz mi, jak masz na imię? - zapytałem. Dziewczyna otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale zaraz potem je zamknęła. Po chwili odpowiedziała: - Nie pamiętam. O kurde. Dziewczyna nie pamiętała nawet jak się nazywa. - Chodź, pójdziemy do mnie, tam cię opatrzę, dam ci coś na przebranie, potem pojedziemy do lekarza. - powiedziałem, wyciągając do niej rękę, żeby pomóc jej wstać. - Nie, ja nie chcę do lekarza. Proszę, nie zabieraj mnie tam. - powiedziała, a ja pokiwałem głową i powiedziałem: - Dobrze, nie pójdziemy do lekarza, ale musimy iść do mnie, żebym mógł ci założyć opatrunek na te paskudne rozcięcie na czole. Pójdziesz ze mną? - zapytałem, nadal trzymając wyciągniętą rękę. Dziewczyna ujęła ją, a ja pomogłem jej wstać. Zaraz potem musiałem ją złapać, bo by upadła. Złapałem ją za ramiona, a ona spojrzała na mnie przestraszona. - Słabo mi... – wyszeptała. – Głowa mnie boli... - wymamrotała, a ja nie mogąc znaleźć innego wyjścia, wziąłem ją na ręce, uważając, żeby bluza nie zsunęła jej się z ramion, bo znowu by zmarzła. - Puść mnie... - wychrypiała, ale ja mocno ją trzymałem, niosąc ją już do swojego domu, który był niedaleko stąd. Po drodze nikogo nie spotkałem. Dobrze, że tędy przechodziłem, bo tak to chyba nikt by jej nie znalazł, nie wiadomo, co by się z nią stało. Zaniosłem ją do salonu i położyłem na kanapie, bo jak szliśmy, to zasnęła, czy może raczej straciła przytomność? Już sam nie wiedziałem. Poszedłem do łazienki po apteczkę, po drodze pisząc do kolegi, żeby wpadł z żoną, bo ja nie za bardzo wiedziałem, czy poradzę sobie w opatrywaniu jej. Zszedłem z powrotem na dół. Pomyślałem, że najpierw trzeba zająć się raną na czole. Wziąłem do ręki gazę, zmoczyłem ją wodą utlenioną i zacząłem delikatnie przemywać ranę. Dziewczyna kręciła trochę głową przez sen, musiało ją to boleć. Było mi jej szkoda. Była cała poobijana, na jej ciele były gdzieniegdzie siniaki. Zdobiły między innymi jej ramiona, nie wiem, czy na nogach też je miała, nie chciałem jej rozbierać, bo to by było nie fair wobec niej. Co by sobie pomyślała, gdyby obudziła się tu rozebrana? A do tego nie pamiętała nawet, jak się nazywa. Może później jej się przypomni. Jakieś dziesięć minut później przyjechało wsparcie. Zawołałem swoich pomocników do salonu i pokazałem im dziewczynę. - Kto to jest? Dlaczego wyszedłeś z klubu tak szybko? – zapytał mój kumpel. - Źle się bawiłem. – wzruszyłem ramionami. - Musisz o niej zapomnieć... - Nie próbuj mnie uszczęśliwiać na siłę. – przerwałem mu. - Pogodziłem się już z tym, że mój związek się rozpadł. - A to kto? – zapytała jego żona. - Znalazłem ją na ulicy. Nie mogłem jej tak zostawić. Widzicie, jak ona wygląda? – zapytałem. - Na twoim miejscu zrobiłbym chyba to samo. – powiedział kolega. - Co jej jest? Jak ją znalazłeś, to była nieprzytomna? – zapytała jego żona, a ja opowiedziałem jej, jak ją znalazłem i jakie ma obrażenia, dodając do tego obtarte dłonie, co zauważyłem dopiero tutaj, w domu. - Nie wiesz, co jej się stało? – dopytywała. - Nie mam pojęcia. Tak ją znalazłem. Nasze głosy chyba ją obudziły, bo blondynka otworzyła oczy i spojrzała na nas zdezorientowana, po czym spytała: - Kim jesteście? Gdzie ja jestem? - Znalazłem cię na ulicy, pamiętasz? - zapytałem, a ona po chwili wahania powiedziała: - Pamiętam... Czyli, że nie pamiętała niczego sprzed tego, co jej się stało. Miałem nadzieję, że później jej się polepszy. - Jak masz na imię? - zapytałem z nadzieją, że już sobie przypomniała. - Nie pamiętam... - powiedziała, a do oczu napłynęły jej łzy. Mrugnęła kilka razy oczami, po czym zapytała mnie: A ty... jak masz na imię? ***************************** Jak Wam się podoba? :D Napisałam tego bloga ponad pół roku temu, ale dopiero teraz odważyłam się go wstawić :3 Jest prolog, 14 rozdziałów i epilog :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;) Jak myślicie, który siatkarz jest bohaterem opowiadania? ^^ ciekawe czy zgadniecie :D Proszę Was o komentarze, nawet te z krytyką, chciałabym po prostu poznać Waszą opinię ;) Zapraszam na mojego drugiego bloga: http://zagubiona-w-swiecie-marzen.blogspot.com oraz na aska: http://ask.fm/mikasa_rap_4ever i stronkę: http://www.facebook.com/Jestsiatkarzjestzwyciestwo Do następnego, który będzie za tydzień, chyba że będzie pod prologiem sporo Waszych opinii, to rozdział pojawi się wcześniej :) pozdrawiam :*** /Justyna