sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 2.

Ania, Hania, Marta, Kasia, Kinga, Milena, Gosia, Justyna, Patrycja, Karolina... Miałam zupełny mętlik w głowie. Próbowałam sobie coś przypomnieć, skojarzyć jakieś imię, ale za cholerę nic nie przychodziło mi do głowy. Byłam zła na siebie, za to, że jest ze mną coś nie tak i byłam zła, nawet sama nie wiem na co lub na kogo, za to, że stało się coś, co zabrało mi pamięć.
Porwała mnie lawina imion. Wirowały w mojej głowie, na siłę próbując przebić się do mojej świadomości, burząc barierę, która blokowała moją pamięć. Na próżno. Zawalona lawiną imion zasnęłam.

PERSPEKTYWA ZBYSZKA:
Wstałem wcześnie rano. Poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i ubrałem ........... . Poszedłem do kuchni zrobić śniadanie. Kiedy smażyłem naleśniki, do środka weszła nieznajoma. Teraz, kiedy minął cały ten szok wynikający z jej wyglądu całej we krwi i jego stanu, mogłem jej się bliżej przyjrzeć. Kiedy stała, widziałem, jaka jest wysoka. Tak na oko, jakieś 187cm. Miała ładne szare oczy i brązowe falowane włosy. Szczupła, ale bez przesady. Jednym słowem, jedna z najładniejszych dziewczyn, jakie spotkałem.
 
- Naleśniki? – zapytała.
- Tak. Z nutellą. – odpowiedziałem.
- Moje ulubione. – powiedziała.
- Przypomniałaś sobie! – zawołałem, zadowolony, że pamięć jej wraca. Dziewczyna przez chwilę milczała, po czym odezwała się:
- Pamiętam ich smak. Pamiętam, że bardzo lubię jeść naleśniki z nutellą, ale jadłam je bardzo rzadko. Nadal niestety nie pamiętam, jak mam na imię i w ogóle kim jestem... – powiedziała.
- Nie załamuj się. Na pewno coś sobie jeszcze przypomnisz. Zobaczysz. Jak tylko będziesz miała do czynienia z czymś znajomym, na pewno sobie przypomnisz, tak jak teraz z tymi naleśnikami. – powiedziałem, obejmując ją ramieniem.
- A imiona? – zapytała, patrząc mi w oczy.
- Może nie wymieniliśmy wszystkich.
- Na pewno padło tam moje imię. Tylko go sobie nie przypomniałam. A co będzie, jeśli nic sobie więcej nie przypomnę? Tylko to, że lubię naleśniki z nutellą?
- To nazwiemy cię Pani Naleśnik, a na nazwisko damy Nutella. - zaśmiałem się. - Jesteś gotowa, na wizytę u lekarza?
- Tak. Tylko...
- Co?
- Ja nie pójdę tam tak ubrana.
- A no tak... Kurde. Mamy mały problem. Poczekaj, zaraz zadzwonię do Iwony, ona ci coś przyniesie.
Podczas gdy nieznajoma jadła, ja zadzwoniłem do Ignaczakowej. Za pół godziny była u nas razem z Krzyśkiem. Przywiozła tej dziewczynie kilka ciuchów. Poszła się przebrać, a my zaczekaliśmy na nią w salonie, po czym pojechaliśmy do lekarza. Tam się okazało, że nieznajoma nie ma żadnych większych obrażeń, tylko powierzchowne rany, jedynie przez uraz głowy straciła pamięć. Miała amnezję pourazową. Lekarz powiedział, że istnieje szansa, że odzyska pamięć. Powiedział też, żebym zgłosił na policję to, że znalazłem ranną osobę, która nic nie pamięta. Jak lekarz kazał, tak zrobiliśmy. Złożyłem zeznania na policji. Mieli zamieścić w Internecie zdjęcie nieznajomej z informacją, że została znaleziona w Rzeszowie ranna, że nic nie pamięta i jeżeli ktoś ją zna, proszą o kontakt. Mieli także mówić o niej we wiadomościach lokalnych.
Po wizycie na komisariacie, pojechaliśmy do mnie do domu. Powiedziałem policji, że dopóki nie rozwiąże się jej sprawa i nikt jej nie rozpozna, może zatrzymać się u mnie. Zanim jednak wróciliśmy do domu, weszliśmy do jakiegoś butiku, kupić jej trochę ubrań i jakieś inne potrzebne rzeczy. Nieznajoma była skrępowana tym, że za wszystko płacę, że jej tak pomagam, a ona nie ma przy sobie ani grosza ani nie wie kim jest. Udało mi się jednak ją jakoś przekonać, żeby coś sobie wybrała. Po zakupach wróciliśmy do domu. Była 14.00 więc zrobiłem obiad. Postanowiłem, że będzie to spaghetti. Nieznajomej bardzo smakowało. Podczas obiadu zapytałem;
- Może wybrałabyś sobie jakieś imię, żebym mógł się do ciebie jakoś zwracać?
- Mów na mnie jak chcesz. – powiedziała.
- Agnieszka.
- Dlaczego Agnieszka? – zapytała, nakręcając na widelec spaghetti.
- Tak miała na imię moja była dziewczyna. – powiedziałem, przypominając sobie wszystkie chwile z nią spędzone.
- Dlaczego nie jesteście już razem? – zapytała. Kiedy przez chwilę milczałem, powiedziała – Przepraszam, nie powinnam pytać.
- Zerwała ze mną dla jakiegoś innego chłopaka i wyjechała z nim za granicę.
- Przykro mi. – powiedziała i każde z nas zajęło się swoim jedzeniem.
Po obiedzie poszliśmy do salonu obejrzeć jakiś film. Włączyłem jakąś komedię. Powinienem być teraz na treningu, ale zdecydowałem, że dziś zostanę z tą dziewczyną... No tak. Miałem nazywać ją Agnieszką. Ale coś mi nie pasowało. Nie pasowało mi do niej te imię.
Po filmie Agnieszka poszła do swojego pokoju, a ja zająłem się przyszykowaniem kolacji. Zrobiłem masę kanapek, które potem zjedliśmy.
- Agnieszka, pójdziesz ze mną jutro na trening? – zapytałem.
- Na jaki trening?
- No bo nie chciałbym cię zostawiać samej, bo boję się, żeby nic ci się nie stało...
- Ale co trenujesz? – przerwała mi.
- Siatkówkę. – odpowiedziałem, po czym przypomniał mi się jej wysoki wzrost. – Nie pamiętasz może, czy nie trenowałaś siatkówki? Bo jesteś taka wysoka...? – zapytałem, ale ona pokręciła głową.
Po kolacji oboje poszliśmy do swoich pokoi. Ciekawy byłem tej dziewczyny. Po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie: Kim ona jest? Miałem nadzieję dowiedzieć się tego niedługo.

W GALERII HANDLOWEJ:
- Sandra, to nie jest Nina? – Aurelia zapytała swojej przyjaciółki, widząc ogłoszenie wiszące na jednej z kolumn.
- Nie... Na pewno nie. Nina była taka... Radosna, zadowolona z życia, a ta dziewczyna na tym zdjęciu wygląda jak jakaś... zamulona ćpunka. A z tego co wiem, to Nina już nie ćpa. Odkąd rzuciła Pawła i jest z Jarkiem to wszystko z nią okay. – powiedziała Sandra.
- Tu jest napisane, że ta dziewczyna została znaleziona wczoraj w nocy, w jednej z uliczek i że nic nie pamięta. Nic dziwnego, że jest taka zamulona. Człowiek po stracie pamięci zazwyczaj nie jest zbyt radosny.
- Mówię ci, to nie jest Nina. Niby dlaczego straciłaby tą pamięć? – zapytała zirytowana Sandra.
- Może coś jej się stało? Nie wiem, przewróciła się, jak szła i uderzyła o coś głową... – zaczęła gadać Aurelia, ale Sandra jej przerwała:
- Co Nina robiłaby w nocy w jakiejś bocznej uliczce?
- No nie wiem... Może uciekała... Sama wiesz, jak jest...
- Wiem, ale to nie ona.
- To jest Nina. Musimy zgłosić to na policję, że znamy tą dziewczynę...
- Nigdzie nie idziemy, to nie jest Nina.
- Nina to nasza przyjaciółka, powinnyśmy to zgłosić. A jak to ona?
- Daj spokój, to na pewno nie jest Nina. Chodź, mamy robotę do zrobienia. – powiedziała Sandra i weszła z przyjaciółką do pobliskiego butiku.

RANO:
- Zbyszek! Zbyszek! – usłyszałem krzyk tej dziewczyny. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. Przez okno wpadały do środka słabe promienie słońca, było jeszcze wcześnie. Spojrzałem na zegarek: 06.20. Z ociąganiem zrzuciłem z siebie kołdrę i usiadłem na łóżku. Już miałem z niego wstać i sprawdzić, co się dzieje, że nieznajoma tak krzyczy, kiedy drzwi do mojej sypialni otworzyły się i do środka wpadła ona.
- Zbyszek! Przypomniałam sobie! Pamiętam! Nina! Mam na imię Nina! – krzyczała, biegnąc w moją stronę. Słysząc to, poderwałem się z łóżka i nie mogąc się powstrzymać, przytuliłem ją. Cieszyłem się, że jej się polepsza i że przypominają jej się niektóre rzeczy.
- No widzisz? Mówiłem, że niedługo będzie lepiej. A pamiętasz może coś jeszcze? – zapytałem z nadzieją. Nina odchyliła się w moich ramionach i pokręciła głową.
- Nie. Na razie tylko to, że mam na imię Nina i lubię naleśniki z nutellą. – zaśmiała się.
- Wiesz, co? Musimy to zgłosić na policję. Że wiemy już, jak masz na imię. – powiedziałem, na co ona niechętnie się zgodziła.

PERSPEKTYWA NINY:
Zjedliśmy śniadanie, po czym zdecydowaliśmy, że na komisariat przejdziemy się na piechotę. Nie miałam ochoty tam iść, ale cóż. W końcu gdyby ktoś mnie poznał, pomógłby mi może odzyskać pamięć. Opowiedziałby mi o moim wcześniejszym życiu...
Kiedy szliśmy na policję, mijaliśmy jakiś duży budynek. Wydawał mi się dziwnie znajomy...
- Zbyszek? Co to za budynek?
- To? – zapytał wskazując na wielki gmach, o który mi chodziło.
- Tak.
- To jest dom dziecka. – powiedział Zbyszek, patrząc się na mnie uważnie.
Dom dziecka? Czy to możliwe, że wychowywałam się bez rodziców? Jak długo tam byłam? Ile ja w ogóle mam lat?
- Nina? Czy ty...
- Nie pamiętam. - przerwałam mu. - Ten budynek wydaje mi się jakiś taki znajomy...
Nagle przed oczami zaczęły migać mi obrazy. Mały, prymitywny pokoik, w którym stały trzy łóżka. Duża grupa dzieci siedząca we wspólnej świetlicy i bawiąca się. Wspólny obiad. Jakaś kobieta, krzycząca: „Nie! Nie zabierajcie mi dziecka!”, płacz jakiejś dziewczynki. Tak, to był mój płacz. Nie chciałam tam jechać, ale jakaś pani odciągała mnie od krzyczącej kobiety i zaciągnęła do auta... Zaraz potem mignął mi obraz tej samej kobiety, tylko, że tym razem rzuciłam jej się w ramiona, a ona wyszeptała mi do ucha: „Już jesteś z nami. Już jest wszystko dobrze...”
Poczułam, jak kręci mi się w głowie, po czym uginają się pode mną kolana. Zaraz potem złapały mnie silne ramiona Zbyszka. Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Był dobrym człowiekiem. Praktycznie wcale go nie znałam, wiedziałam tylko, że ma na imię Zbyszek, ale darzyłam go wielkim zaufaniem. Pomógł mi, kiedy byłam w trudnej sytuacji. On też nic o mnie nie wiedział, sama nic o sobie nie wiedziałam, a mimo to pomógł mi i pozwolił się u siebie zatrzymać.
- Boli cię głowa? Może to od tej rany? Powinniśmy jechać z tym do lekarza..…
- Zbyszek, nic się nie stało... Po prostu zakręciło mi się w głowie... – powiedziałam, wyplątując się z jego objęć.
- To na pewno przez tą ranę na czole...
- Nie. – przerwałam mu stanowczo. – Widziałam swoje wspomnienia. Kilka.
- I co? Byłaś w domu dziecka?
- Tak. Ale potem wróciłam z powrotem do domu. Nie wiem, jak długo tam byłam. Pamiętam siebie, jako małą dziewczynkę... To musiało być kilka lat temu.
- Może powinniśmy iść do tego domu dziecka, może mają jakieś dokumenty...
- Nie, proszę. Nie mam teraz głowy do grzebania w papierach...
- Powiemy to na policji. Oni do tego dojdą.
- Nie, proszę, nie mówmy im. To trochę wstydliwa sprawa...
- To nie jest żadne wstyd, że ktoś wychowywał się w domu dziecka. Może twoja rodzina miała jakiś przejściowy kryzys? Musieli cię oddać, ale potem wróciłaś z powrotem do domu.
- Tak, tylko, że spędziłam tak jakiś rok, może dwa, bo we wspomnieniu, jak wracam do domu, jestem już starsza...
- Tak czy inaczej, musimy powiedzieć o tym policji. – zdecydował Zbyszek, po czym poszliśmy na komisariat. Policjanci zajmujący się moją sprawą mieli sprawdzić papiery w domu dziecka, odwiedzić tą placówkę i dowiedzieć się, czy przebywała tam jakaś Nina.

*************************************
I jak Wam się podoba? :) Akcja chyba nabiera rozpędu :D Jak myślicie, jaka będzie dalsza historia Niny? ^^ Jesteście ciekawi i wytrwacie ze mną te 14 rozdziałów i epilog? :D 

Zapraszam również na mojego drugiego bloga: http://zagubiona-w-swiecie-marzen.blogspot.com

A tutaj jest mój ask: http://ask.fm/mikasa_rap_4ever

Gram w 5/5, 10/10 itd wiec jesli ktoś chętny pisać! Kogo mam informować o nowych rozdziałach? ^^

Pozdrawiam ;***
/Justyna


czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 1.

- Ja mam na imię Zbyszek, a to jest mój kolega Krzysiek i jego żona Iwona. – odpowiedziałem na pytanie nieznajomej.
- Jak się czujesz? Boli cię coś? – zapytała Iwona troskliwym głosem. Blondynka chyba zrozumiała, że Iwona jest miłą osobą i że nie ma się czego bać, bo odpowiedziała jej całkiem ufnie:
- Głowa... trochę mnie boli.
- Nic więcej? – zapytała Iwona, zbliżając się do blondynki.
- Twoja żona zna się na ludziach. Chyba nie ma osoby, która by jej nie lubiła. – powiedziałem do Krzyśka, na co on tylko się uśmiechnął i spojrzał z czułością na żonę. Widząc miłość w jego spojrzeniu, poczułem ukłucie w sercu. Jednak nie pogodziłem się jeszcze z rozstaniem. Brakowało mi byłej dziewczyny. Stłumiłem w sobie tęsknotę i skupiłem się na teraźniejszości.
- Kolano trochę mnie piecze i dłonie... – wyznała nieznajoma i pokazała Iwonie soje ręce. Na wewnętrznej stronie dłoni były obtarcia zanieczyszczone piaskiem i małymi kamyczkami. Nie zauważyłem tych ran w ciemnej uliczce.
- Zaraz opatrzymy rany, nie będzie nic bolało. – powiedziała Iwona czułym głosem.
- Kochanie, pomóc ci w czymś? – zapytał Krzysiek, zbliżając się do grzebiącej w apteczce żony.
- Nie, nie trzeba, poradzimy sobie, prawda? – zwróciła się z uśmiechem do blondynki. Ta pokiwała głową, a Krzysiek usiadł na fotelu obok kanapy. Zająłem drugi fotel i obserwowałem, jak Iwona zajmuje się dziewczyną. Delikatnie oparzyła jej ranę na kolanie oraz obtarcia na dłoniach. Sprawdziła również ranę na czole. Podczas tych czynności wypytywała tą dziewczynę o nią, namawiając, żeby próbowała sobie coś przypomnieć.
- Może jak się troszkę prześpisz, to sobie coś przypomnisz? – zasugerowała Iwona, kiedy skończyła opatrywać blondynkę. Ta z niepewnością spojrzała na Iwonę i mruknęła:
- Może...
- A gdybyśmy mówili różne imiona, to może padło by twoje i gdybyś je usłyszała, to by ci się przypomniało? – rzucił swój pomysł Krzysiek. Spojrzałem niepewnie na niego, potem na Iwonę.
- Wiem, że może to trochę głupie, ale może zadziała. – ciągnął Igła, a ja się odezwałem:
- W sumie to możemy spróbować. Co nam szkodzi?
- Najpierw, to ona musi skorzystać z łazienki, umyć się z tej krwi. Włosy ma od niej całe posklejane. Musi się jeszcze przebrać, bo ciuchy też ma całe we krwi. – powiedziała Iwona stanowczym tonem.
- Yyyy... Mogę jej dać jakiś swój t-shirt... Nie wiem, czy będę miał dla niej jakieś spodnie.
- Podejrzewam, że twój t-shirt będzie jej zasłaniał wystarczająco. Będzie jej sięgał gdzieś tak do połowy ud, może trochę dalej. – zauważyła Iwona, ja poszedłem na górę po koszulkę dla tej dziewczyny. Zaniosłem ją do łazienki i przyszykowałem jej ręcznik i ciepłą kąpiel. Zszedłem z powrotem na dół i powiedziałem:
- Kąpiel jest już gotowa.
- Kochana, idź się umyć, my tutaj na ciebie poczekamy, potem porozmawiamy, dobrze? – zapytała Iwona nieznajomej, a ona pokiwała głową.
- Chodź, zaprowadzę cię do łazienki, nie musisz się spieszyć, zrelaksuj się. Należy ci się odpoczynek. – mówiła Iwona, prowadząc ją do łazienki. Po chwili wróciła i usiadła na kanapie.
- Trzeba będzie jechać z nią do lekarza... – powiedziała.
- Wiem. Zawiozę ją tam jutro rano.
- I na policję. – dodała Iwona.
- Na policję?
- Ona nic nie pamięta. Jest cała poobijana, coś jej się stało, nawet nie wiemy co. Może policja pomoże nam odnaleźć kogoś, kto ją zna. – powiedziała Iwona.
- Jak? Przecież jak sama powiedziałaś, ona nic nie pamięta i nie będzie potrafiła wymienić nikogo, kto ją zna. – powiedziałem.
- Jezu, Zbyszek, w jakiej ty epoce żyjesz? – Krzysiek teatralnie złapał się za głowę. – Wiesz, że jest coś takiego jak Internet, telewizja?
- Wiem, przecież nie jestem głupi. – powiedziałem.
- Z grzeczności nie zaprzeczę i nie potwierdzę. – powiedział Igła, szczerząc zęby. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Jutro zabierasz ją do lekarza i na policję. Trzeba to zgłosić. Może ktoś ją rozpozna. – odezwała się Iwona.
- A jak nie? – to pytanie zadane przez Krzyśka zawisło w powietrzu i przez chwilę w salonie panowała nieprzyjemna cisza.
- Nie wiem. Policja zdecyduje, co trzeba robić dalej. – ciszę przerwała Iwona.
- Dopóki nikt jej nie rozpozna będzie mogła się u mnie zatrzymać. – powiedziałem.
- O tym też policja zdecyduje. – powiedziała Iwona.
- Ciekawy jestem, co jej się stało. – powiedział Krzysiek.
- Nie ty jeden. – powiedziałem.
Pogadaliśmy jeszcze kilkanaście minut, po czym nieznajoma wróciła z łazienki. Miała na sobie jeden z moich t-shirtów i, tak jak przewidziała Iwona, sięgał jej do połowy ud.
Ciekawy byłem, co mogło jej się stać. Czy to był jakiś wypadek, czy może raczej ktoś na nią napadł. Jej osoba była taka... Intrygująca? Zagadkowa? Chciałem ją poznać, mimo tego, że sama o sobie nic nie wiedziała. Za cel postawiłem sobie pomóc tej dziewczynie. Musiała odzyskać swoją osobowość, swoje dawne życie.
- Nie mogłam znaleźć suszarki... – powiedziała, idąc nieśmiało w stronę kanapy.
- Ja nie mam suszarki. Mi nie jest potrzebna, a nie spodziewałem się... – zacząłem, ale ona mi przerwała:
- Same wyschną.
- I jak? Czujesz się już lepiej? – zapytała Iwona z uśmiechem, żeby trochę ośmielić tą dziewczynę.
- Tak. Dziękuję, że mi pani pomogła. W ogóle dziękuję, że pan mnie stamtąd zabrał.
- Jaki pan? Mów mi Zbyszek. – powiedziałem.
- Do mnie mów Iwona, a nie pani.
- A ja jestem Krzysiek. – Igła oczywiście musiał wtrącić swoje trzy grosze. Dziewczyna się uśmiechnęła, ale nic nie powiedziała.
- Trochę rozmyślałem nad pomysłem Krzyśka i stwierdziłem, że to wcale nie jest zły pomysł... – powiedziałem ostrożnie, czekając na reakcję reszty.
- Czemu nie? Możemy spróbować. – powiedziała Iwona. – A ty jesteś gotowa? Moglibyśmy mówić te imiona...?
- Tak. Może coś mi się przypomni... – powiedziała nieznajoma, a my zaczęliśmy mówić po kolei różne imiona, jakie przyszły nam do głowy. Po jakiś piętnastu minutach zgadywanki, nieznajoma powiedziała:
- Przepraszam, ale ja już nie dam rady... Boli mnie głowa... Mam taki mętlik... – złapała się za głowę.
- Nic się nie stało, nie musisz nas przepraszać. – Iwona objęła ją ramieniem. – Nie musisz się spieszyć. Z czasem na pewno ci się przypomni. Jutro pójdziemy do lekarza...
Dziewczyna słysząc te słowa gwałtownie uniosła głowę i patrzyła przestraszona to na Iwonę, to na mnie, to na Krzyśka.
- A... ale... ale po co do lekarza? – zapytała.
- Opatrzyłam ci rany, ale lekarz też powinien je obejrzeć. A poza tym, musi stwierdzić, dlaczego straciłaś pamięć i czy możesz ją odzyskać.
- No dobrze... ale... ja się boję... – wyznała.
- Czego? – zapytaliśmy wszyscy troje.
- No bo... ja nic nie pamiętam, a ten lekarz na pewno będzie zadawał jakieś pytania... a ja nie wiem, co mam mówić... – oczy tej dziewczyny zaszły łzami.
- Pójdziemy razem z tobą, nic ci nie będzie... Nie płacz... Wszystko będzie dobrze... – Iwona pocieszała nieznajomą. – Może chcesz się położyć? – zaproponowała, a dziewczyna pokiwała głową.
- Chodź, zaprowadzę cię do pokoju, gdzie będziesz spała. – powiedziałem, podnosząc się z fotela. Zaprowadziłem ją do pokoju gościnnego, po czym zszedłem z powrotem na dół do salonu, żeby porozmawiać z Ignaczakami.
- Jutro, jak będziesz szedł z nią do tego lekarza, zadzwoń po mnie. Mam wrażenie, że jak na razie, to mi ufa najbardziej. – powiedziała Iwona.
- Nic dziwnego. Jesteś kobietą. Wy bardziej się rozumiecie między sobą niż z nami. – powiedziałem, udając oburzenie.
Umówiłem się z Ignaczakami, że jutro jak będziemy mieli iść do lekarza, to po nich zadzwonię, po czym oni poszli do domu, a ja położyłem się do łóżka, rozmyślając, co będzie dalej.

*********************

I tak oto mamy pierwszy rozdział :D Nie wiem, czy powinien on ujrzeć światło dzienne... ;3 czekał pół roku, mógł jeszcze poczekać (i się nie doczekać xD)

Jak Wam się podoba? ^^ Spodziewaliście się, że to będzie Zbyszek? XD

Ps.: Znalazłam również bloga, którego zaczęłam pisać rok temu przed wakacjami... Ma ponad 100 rozdziałów, a jeszcze nie są wszystkie wątki zakończone... Opublikowałabym go, ale jest to mój pierwszy owoc samodzielnego pisania i nie wiem, czy się nadaje, i czy ktoś by go w ogóle czytał, czy by wytrzymał ponad 100 rozdziałów... Jeżeli sporo osób chciałoby go czytać i by komentowało, oceniając moje pierwsze kroki w pisaniu blogów, dodawałabym rozdziały codziennie. Ale musiałabym mieć dla kogo je publikować. To jak? Będzie komu czytać i oceniać? ^^

Pozdrawiam i do następnego :*

/Justyna

niedziela, 8 czerwca 2014

Prolog

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nie wiedziałam, gdzie jestem, nie poznawałam tego miejsca. Leżałam w jakiejś alejce odchodzącej od głównej ulicy jakiegoś miasta. Było ciemno, na ulicy nikogo nie było widać. Ciekawa byłam, która godzina, że nikogo tutaj nie ma. Dookoła było ciemno i ponuro, a na dodatek ulica była mokra, bo mieliśmy teraz jesienną, deszczową pogodę. Usiadłam, opierając się o ścianę kamienicy, przy której leżałam. Głowa zapłonęła mi żywym ogniem. Dotknęłam czoła, gdzie ból był najsilniejszy. Moja dłoń trafiła na grzywkę, ale i tak poczułam na niej jakąś wilgoć. Przestraszona cofnęłam rękę i spojrzałam na dłoń. Na palcach było trochę krwi. Mój strach się wzmocnił. Nie wiedziałam, gdzie jestem, co tu robię i skąd się wzięła ta rana na głowie. Byłam tak przestraszona, że zaczęłam płakać. Oplotłam nogi rękoma i oparłam głowę o kolana, chowając ją między ramionami. Siedziałam tak i płakałam, czując w całym ciele ból. Czułam się, jakbym wpadła pod kopyta rozdrażnionego stada koni. Byłam cała poobijana, a do tego nie wiedziałam, co ja tu robię. „Proszę, niech to się okaże tylko złym snem. Niech mi ktoś pomoże...” - pomyślałam, łkając. Nagle poczułam, jak ktoś delikatnie trzącha mnie za ramię. Przestraszona uniosłam głowę, odruchowo odsuwając się od tego kogoś. Spojrzałam z obawą na osobę stojącą obok mnie.. Nie widziałam go dokładnie, bo łzy mi wszystko zamazywały, ale nie wyglądał, jakby mi chciał zrobić krzywdę. Wyszedłem z klubu wcześniej niż inni, bo źle się bawiłem. Koledzy próbowali mnie trochę rozerwać i rozweselić po tym, jak moja dziewczyna zerwała ze mną dla jakiegoś innego chłopaka, z którym miała wyjechać za granicę. Wyszedłem z klubu około drugiej nad ranem, na ulicy nie było prawie nikogo widać. Szedłem ulicą, kiedy w jednej z bocznych uliczek usłyszałem, jak ktoś płacze. Spojrzałem w tamtą stronę, wytężając wzrok. W ciemności zauważyłem jakąś dziewczynę siedzącą na ziemi. Gdyby nie płakała, to nawet bym jej nie zauważył. Podszedłem bliżej. Rękami obejmowała nogi, a twarz miała schowaną między ramionami. Jej długie, jasne włosy były trochę roztrzepane i dodatkowo zakrywały jej twarz, wisząc w nieładzie po obu stronach jej głowy. Na włosach widniały jakieś ciemne plamy. Domyśliłem się, że to krew. Miała na sobie ciemne rurki poprzecierane w niektórych miejscach, a na kolanie miały dziurę. Dostrzegłem tam krew i domyśliłem się, że dziura, w przeciwieństwie do innych otarć na spodniach, na pewno nie była tam od początku. Na jej dłoni też była krew. Co to była za dziewczyna i co jej się stało? Kiedy znalazłem się obok niej, nadal siedziała z nogami podkulonymi pod siebie i spuszczoną głową. Nie usłyszała, że nadszedłem, tylko siedziała i płakała dalej. Delikatnie potrząsnąłem ją za ramię. Szybko podniosła głowę i odsunęła się kawałek. - Nie bój się, nic ci nie zrobię. Chcę ci pomóc. - powiedziałem, ale ona parzyła na mnie nieufnie. Na jej twarzy były łzy, jedno oko miała podbite, a wargę rozciętą. Na jednym z policzków miała zaschniętą krew, pomyślałem, że może niechcący roztarła ręką tą krew, która leciała jej z wargi. Kiedy się wyprostowała, zobaczyłem, że ma na sobie luźny, biały t-shirt z jakimś nadrukiem, a w niektórych miejscach poplamiony jest krwią, która spływała z jej rozciętej wargi. Dziewczyna nie odzywała się, więc mówiłem do niej dalej, patrząc w jej brązowe, przestraszone oczy. - Nie bój się, naprawdę chcę ci pomóc. Co ci się stało? Dziewczyna pokręciła głową i powiedziała cichym, zachrypniętym głosem: - Nie wiem. Obudziłam się tutaj... - Skąd ta krew? Gdzie cię boli? - zapytałem, wskazując na jej włosy. Odgarnęła dłonią włosy opadające jej na czoło i zasłaniają kawałek twarzy, a ja ujrzałem z boku jej czoła rozcięcie, z którego na szczęście nie leciała już krew. Pomyślałem, że to pewnie stąd była ta zaschnięta krew na jej policzku. - Cholera... - zakląłem cicho pod nosem, zastanawiając się, co robić. Na odkrytych ramionach dziewczyny dostrzegłem gęsią skórkę. - Zimno ci? Poczekaj, dam ci swoją bluzę. - powiedziałem i wyprostowałem się, żeby zdjąć okrycie. W końcu mamy już koniec września, więc jest chłodno. Okryłem tą dziewczynę bluzą i z powrotem ukucnąłem obok niej. - Powiesz mi, jak masz na imię? - zapytałem. Dziewczyna otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale zaraz potem je zamknęła. Po chwili odpowiedziała: - Nie pamiętam. O kurde. Dziewczyna nie pamiętała nawet jak się nazywa. - Chodź, pójdziemy do mnie, tam cię opatrzę, dam ci coś na przebranie, potem pojedziemy do lekarza. - powiedziałem, wyciągając do niej rękę, żeby pomóc jej wstać. - Nie, ja nie chcę do lekarza. Proszę, nie zabieraj mnie tam. - powiedziała, a ja pokiwałem głową i powiedziałem: - Dobrze, nie pójdziemy do lekarza, ale musimy iść do mnie, żebym mógł ci założyć opatrunek na te paskudne rozcięcie na czole. Pójdziesz ze mną? - zapytałem, nadal trzymając wyciągniętą rękę. Dziewczyna ujęła ją, a ja pomogłem jej wstać. Zaraz potem musiałem ją złapać, bo by upadła. Złapałem ją za ramiona, a ona spojrzała na mnie przestraszona. - Słabo mi... – wyszeptała. – Głowa mnie boli... - wymamrotała, a ja nie mogąc znaleźć innego wyjścia, wziąłem ją na ręce, uważając, żeby bluza nie zsunęła jej się z ramion, bo znowu by zmarzła. - Puść mnie... - wychrypiała, ale ja mocno ją trzymałem, niosąc ją już do swojego domu, który był niedaleko stąd. Po drodze nikogo nie spotkałem. Dobrze, że tędy przechodziłem, bo tak to chyba nikt by jej nie znalazł, nie wiadomo, co by się z nią stało. Zaniosłem ją do salonu i położyłem na kanapie, bo jak szliśmy, to zasnęła, czy może raczej straciła przytomność? Już sam nie wiedziałem. Poszedłem do łazienki po apteczkę, po drodze pisząc do kolegi, żeby wpadł z żoną, bo ja nie za bardzo wiedziałem, czy poradzę sobie w opatrywaniu jej. Zszedłem z powrotem na dół. Pomyślałem, że najpierw trzeba zająć się raną na czole. Wziąłem do ręki gazę, zmoczyłem ją wodą utlenioną i zacząłem delikatnie przemywać ranę. Dziewczyna kręciła trochę głową przez sen, musiało ją to boleć. Było mi jej szkoda. Była cała poobijana, na jej ciele były gdzieniegdzie siniaki. Zdobiły między innymi jej ramiona, nie wiem, czy na nogach też je miała, nie chciałem jej rozbierać, bo to by było nie fair wobec niej. Co by sobie pomyślała, gdyby obudziła się tu rozebrana? A do tego nie pamiętała nawet, jak się nazywa. Może później jej się przypomni. Jakieś dziesięć minut później przyjechało wsparcie. Zawołałem swoich pomocników do salonu i pokazałem im dziewczynę. - Kto to jest? Dlaczego wyszedłeś z klubu tak szybko? – zapytał mój kumpel. - Źle się bawiłem. – wzruszyłem ramionami. - Musisz o niej zapomnieć... - Nie próbuj mnie uszczęśliwiać na siłę. – przerwałem mu. - Pogodziłem się już z tym, że mój związek się rozpadł. - A to kto? – zapytała jego żona. - Znalazłem ją na ulicy. Nie mogłem jej tak zostawić. Widzicie, jak ona wygląda? – zapytałem. - Na twoim miejscu zrobiłbym chyba to samo. – powiedział kolega. - Co jej jest? Jak ją znalazłeś, to była nieprzytomna? – zapytała jego żona, a ja opowiedziałem jej, jak ją znalazłem i jakie ma obrażenia, dodając do tego obtarte dłonie, co zauważyłem dopiero tutaj, w domu. - Nie wiesz, co jej się stało? – dopytywała. - Nie mam pojęcia. Tak ją znalazłem. Nasze głosy chyba ją obudziły, bo blondynka otworzyła oczy i spojrzała na nas zdezorientowana, po czym spytała: - Kim jesteście? Gdzie ja jestem? - Znalazłem cię na ulicy, pamiętasz? - zapytałem, a ona po chwili wahania powiedziała: - Pamiętam... Czyli, że nie pamiętała niczego sprzed tego, co jej się stało. Miałem nadzieję, że później jej się polepszy. - Jak masz na imię? - zapytałem z nadzieją, że już sobie przypomniała. - Nie pamiętam... - powiedziała, a do oczu napłynęły jej łzy. Mrugnęła kilka razy oczami, po czym zapytała mnie: A ty... jak masz na imię? ***************************** Jak Wam się podoba? :D Napisałam tego bloga ponad pół roku temu, ale dopiero teraz odważyłam się go wstawić :3 Jest prolog, 14 rozdziałów i epilog :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;) Jak myślicie, który siatkarz jest bohaterem opowiadania? ^^ ciekawe czy zgadniecie :D Proszę Was o komentarze, nawet te z krytyką, chciałabym po prostu poznać Waszą opinię ;) Zapraszam na mojego drugiego bloga: http://zagubiona-w-swiecie-marzen.blogspot.com oraz na aska: http://ask.fm/mikasa_rap_4ever i stronkę: http://www.facebook.com/Jestsiatkarzjestzwyciestwo Do następnego, który będzie za tydzień, chyba że będzie pod prologiem sporo Waszych opinii, to rozdział pojawi się wcześniej :) pozdrawiam :*** /Justyna